
Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, że czerwiec tego roku a przynajmniej zakończenie miesiąca obfitowało w wydarzenia, o których pamiętać będzie się jeszcze długo. Na koncertowym szlaku spotkać można było hard core’owych szaleńców z Converge, można było prażyć się w słońcu na zacnym Metalfeście a i pobrykać na solidnym afterku też wypadało, w końcu zapraszały Napalm Death i Testament. No i ostatni dzień tego miesiąca po za tym, że przyniósł trochę słońca, kazał fanom ciężkich dźwięków wybierać pomiędzy Solefald, In Vain a Neurosis i Terra Tenobrosa. Jak dla mnie wybór był prosty i okazało się, że takiego kroku się nie żałuje. Neurosis to wielki zespół, który w warszawskiej Proximie udowodnił, że kultowy status nie wziął się z powietrza…
Neurosis, Terra Tenobrosa, Warszawa 30.06.2013 Klub Proxima
Zanim jednak napiszę o tym co działo się podczas występu, który zostanie w mojej pamięci na długi czas, wypada przynajmniej w kilku słowach odnieść się do show, jakie zaprezentował tego wieczoru szwedzki band Terra Tenobrosa, któremu przypadło w udziale supportowanie Neurosis. O zespole tym wiedziałem niewiele i nawet rekomendacje w stylu „idealny suport dla Neurosis” nie powodowały jakiegoś szczególnego podniesienia poziomu emocji. Alternatywna czy jak kto woli, mocno odjechana muzyka proponowana przez Terra Tenobrosa mimo tego, że trudna i mało przystępna, bardzo dobrze sprawdziła się w wydaniu live. Muzycy wyszli na scenę w akompaniamencie elektroniczno-mroczno-poplątanego intro, spowici w czarne przypominające habity stroje i maski na twarzach zastygli w, mam takie wrażenie, starannie zaplanowanych pozach. Zanim wybrzmiały ostatnie dźwięki introdukcji, Terra uderzyła w publikę swoją chorą, połamaną mieszanką metalu, industrial o zdecydowanie czarnym zabarwieniu. Chciałbym napisać, że na scenie działo się wiele lecz nie będzie to w żadnym wypadku adekwatne do występu tych dziwnych Szwedów. Muzycy co chwila zamierali w pokracznych pozycjach lub tak jak perkusista w furii atakowali swoje instrumenta a wszystko to działo się w mocnej oprawie świetlnej. Przy mikrofonie rządził The Cockoo, który nie wypowiedział ani jednego słowa poza tymi, które „śpiewał”, grał za to gestami, zaklinał światła i publikę. Przed koncertem obawiałem się tego jak klub Proxima poradzi sobie z brzmieniem obu w sumie bardzo różnych grup. Występ Terra Tenobrosa pokazał, że te obawy były przesadzone. Szwedzi zabrzmieli solidnie a to, że ich muzyka oprawiona w tak dziwny, introwertyczny przekaz sceniczny broni się na żywo, jest tylko kolejnym dowodem, że dobre zespoły potrafią stworzyć na scenie spektakl, który przykuwa uwagę. Ostatni dźwięk, muzycy odkładają instrumenty i schodzą ze sceny, nikt nie dziękuje za koncert, nie pozdrawia publiczności. Początek doprowadził do końca, dziwny rytuał został odprawiony…
Po tak obiecującym otwarciu dalej mogło być tylko lepiej i… było wręcz genialnie. Wiem, że zawsze znajdą się malkontenci, dla których coś było nie tak jak trzeba lecz ja w występie Neurosis nie widzę niczego do czego mógłbym się przyczepić. Jak na warunki i niejeden schrzaniony koncert, który widziałem w tym klubie, Neurosis zabrzmiał świetnie. Głośno, klarownie, tam gdzie trzeba był dół a gdy tego wymagała chwila, płynęły niemal doskonałe pasaże dźwięku. Jestem zaskoczony i nie widzę niczego co teraz kilka już dni po koncercie mógłbym na zimno skrytykować. Pewnie stało się tak dlatego, że już od samego początku porwała mnie muzyka i niesamowita charyzma, którą Neurosis przywiózł do Proximy w ilościach wręcz niezmierzonych. Od samego początku muzycy nawiązali niesamowitą więź z publiką i każdy kolejny numer był niemal jak magnes, który przyciągał każdego, kto tego dnia zjawił się w klubie. Każdy numer też przynosił owacje, od których drżały ściany za każdym razem mocniej a przy finalne wręcz niebezpiecznie. Trudno jest oddać atmosferę tak niezwykłego zdarzenia i podzielić się z wami tym co działo się tego wieczoru, ta energia była bardzo unikalna i trzeba było jej doświadczyć, zobaczyć na własne oczy jak Scott wali głową w mikrofon, jak za konsoletą szaleje Noah, jak daje z siebie wszystko Steve. Tak, trzeba było to poczuć, wystawić własne zmysły na ten doskonały muzyczny spektakl. W odróżnieniu od Terra Tenobrosa, Neurosis wystarczył bardzo okrojony zestaw świateł, nie było też żadnych wizualizacji, gdy do głosu dochodził Noah i gasł na chwilę gitarowy ogień światła przygasały, gdy Neurosis otwierał się w pełnej krasie, scena rozświetlała się oszczędną grą lamp, co mi osobiście w pełni wystarczało. Czy czegoś w tym występie zabrakło? Nie sądzę. Jak dla mnie był to set idealny, choć wiadomo, że nad doborem utworów można dyskutować długo i namiętnie. Doświadczyliśmy „My Heart for Deliverence”, „Times of Grace”, „The Tide”, “Locust Star” oczywiście, usłyszeliśmy więcej, ale te kompozycje zapadły mi tego
wieczoru w pamięć zdecydowanie najmocniej. Doświadczyliśmy też wielkiej pasji, która wprost emanowała z Neurosis. Wraz z ostatnim akordem koncert skończył się… i niestety, nie doczekaliśmy się Neurosis ponownie. Ich prawo, w końcu ten wieczór należał właśnie do nich.
Właściwie to na tym miałem zakończyć ten jakże mało oddający zapis tego co czułem chłonąc dźwięki wielkiego zespołu lecz korzystając z okazji, chciałbym odnieść się na łamach Violence do pewnej kwestii. Otóż spotkałem się z kilkoma niezbyt pochlebnymi komentarzami tego, że Scott odepchnął wycelowane w jego brodatą fizjonomię obiektywy aparatów. Osobiście uważam, że to jego prawo i mówiąc szczerze, miał rację – ostatnimi czasy zjawisko namolnego wręcz „focenia” na koncertach przybiera rozmiary trudne do ogarnięcia; jak widać czasem wasz idol nie ma ochoty na to by walić mu po oczach fleszem ze smartfona.
Jeśli wiecie coś na temat daty kolejnego koncertu Neurosis w Polsce, wywróżyliście ją z fusów czy z kart, muszę ją poznać i już teraz zdobyć bilet. Ten zespół zasługuje na to by za każdym razem wspierać ich koncertowe poczynania z całych sił. Jak dla mnie do tej pory jest to koncert roku i jakoś nie widzę w nadchodzących miesiącach konkurencji, która mogła by ten wieczór przyćmić…
Zachwycony Wiesław Czajkowski
Foto: Basia Misiurek & Janek Fronczak (JB Foto)