
Naszywki The Obsessed i Scorpions na jeansowej katanie jednego z muzyków od razu zdradzają zamiary tego zespołu. Valkyrie grają muzykę dla prenumeratorów Teraz Rocka, żywcem wyciągniętą z lat 70. I robią to dobrze. Niekoniecznie mam w tym momencie ochotę na taką muzyczną podróż w przeszłość, ale biorąc pod uwagę szyld, jaki sobie wybrali mogło być dużo gorzej.
Problem z tymi wszystkimi zespołami retro jest taki, że chcąc nie chcąc czuję się, jakbym pisał w kółko tę samą recenzję. Czytelnik oczekuje jakiegoś elementu zaskoczenia, ale jak tu pisać oryginalnie o muzyce, która oryginalności nie ma za grosz? Jak zabawić pisaniem i jego, i samego siebie, kiedy napisało się już podobnych recenzji kilkadziesiąt? Potraktować to jako wyzwanie, czy zastosować kilka prostych sztuczek i zagrać czytelnikowi na nosie? A może machnąć na to ręką i poprzestać na zwykłym opisie płyty?
Na pewno nie sypnę z rękawa tuzinem błyskotliwych porównań, ale mogę z czystym sumieniem napisać, że jedną z głównych inspiracji Valkyrie jest Wishbone Ash. Zdradzają to nie tylko charakterystyczne melodie i gitarowe dialogi, ale też partie wokalne. I w sumie spokojnie można by było się nabrać, że jest to płyta nagrana bardzo dawno temu. To muzyka pokolenia naszych rodziców. Nigdy nie nosiłem dzwonów i nie wplotę sobie kwiatów we włosy podczas podróży do San Francisco, ale od czasu do czasu słuchanie dźwięków z tamtej epoki sprawia mi frajdę. Dzisiaj akurat umiarkowanie mnie one cieszą, ale musiałbym być głuchy jak pień, żeby nie usłyszeć, że mam do czynienia z utalentowanym zespołem. Zatem piątki może im nie przybiję, ale poklepać po plecach i pochwalić mogę, bo na tyle sobie na pewno zasłużyli.
Żeby jednak nie było za słodko, trzeba na to wszystko spojrzeć nieco bardziej krytycznym okiem. Mimo znakomitego opanowania formy, Valkyrie nie mają jeszcze w swoim dorobku utworu na miarę „The King Will Come” czy „Persephone”. Chwilami, jak na przykład w „Carry On”, już prawie, prawie się to materializuje. Nie zdziwiłbym się, gdyby na którejś z kolejnych płyt udało im się coś takiego stworzyć, ale ten moment jeszcze przed nimi. Póki co jest obiecująco, ale „Shadows” to już trzecia płyta w ich dorobku, więc można chyba oczekiwać czegoś więcej.
Michał Spryszak