
To, że Dany Lilker cierpi na muzyczne ADHD jest oczywiste dla wszystkich, którzy od lat śledzą poczynienia sympatycznego basisty. Mało kto spodziewał się chyba jednak, że Amerykanin wejdzie w konszachty z europejskimi leśnikami i spłodzi kawał oślizgłego, nienawistnego black metalu, który pod nazwą NunFuckRitual skieruje ostrzę czarciej nienawiści w jedynym właściwym kierunku. „Jebać kler!” – zakrzykną apologeci Szatana delektując się „In Bondage to the Serpent”.
Ale czego innego można było spodziewać się po składzie, dla którego lwią część muzyki przygotował Teloch, a gościnnie swych głosów użyczyli Attila Csihar i Ravn. Naturalnie nie będzie to nic, co przypomni Wam o wielkości Mayhem lub nieokiełznanej nienawiści 1349, bo NunFuckRitual idzie raczej ścieżką wydeptaną przez fanatyków religijnych i miłośników klimatu spod znaku October Falls czy innych klimatycznych nudziarzy. Riffy wleką się jeden za drugim, tworząc hipnotyczną atmosferę diabelskiego misterium. Panowie chyba nawet nieco przesadzają z rozwlekłością niektórych zagrywek, bo przy tak ograniczonej i minimalistycznej, a przy tym niezbyt oryginalnej formule trudno o to, by transowe granie było w stanie nie odrzucić mniej wytrwałych słuchaczy. Co innego, gdy numery wchłaniają w swoją fakturę sludge’owy brud, jazgoczące sprzężenia, schizofreniczne pasaże klawiszy czy szelest schorowanych myśli, kłębiących się pod czaszką czy szczątkową melodykę zawodzących gitar. W tej materii pierwsze skrzypce grają obłąkane „Cursed Virgin, Pregnant Whore” oraz „Christokos”, a zaraz za nimi sunie rozkładający się trup „Komodo Dragon, Mother Queen”, w którym swe piekielne talenty objawili wspomniani już Attila i Ravn. Jest też mały ukłon w stronę Darkthrone w „Parthenogen”, które wyraźnie cuchnie diabelskimi konotacjami i bardziej zadziornym podejściem do czarciej materii. Oczywiście, gdzieś tak w połowie NunFuckRitual wrzeszczy ‘A my swoje!’ i łoi po łbie tabun sióstr zakonnych, niczym kibice gdańskiej Lechii swojego lokalnego rywala.
Szkoda, że momentami „In Bondage to the Serpent” odrobinę zamula i nie dostarcza rozrywki na równym poziomie przez całe trzy kwadranse. Czegoś jest tu po prostu za dużo, a z mielizn wyrywają składniki, które nie są wiodącymi w czarnej polewce NunFuckRitual. Nie zmienia to jednak faktu, że debiutancki materiał nordycko-jankeskiej załogi brzmi co najmniej dobrze i zachęca do oczekiwania na kolejny strzał w kościelną mosznę. Dobre granie.
Dooban 4,5