
Śledzę dokonania Szwedów od ich pierwszej, wydanej w 2001 roku płyty. Cukierkowate, zabójczo przebojowe, aczkolwiek zagrane z power heavy metalowym zębem i ogniem numery zawarte na tym albumie zwaliły mnie z nóg i wciąż siedzą głęboko w głowie. „Black Moon Rising” to już zaś ósma płyta kapeli dowodzonej przez byłego gitarzystę oraz perkusistę wiking metalowego Mithotyn i bezpośrednia kontynuacja muzycznej drogi rozpoczętej w 2001. Zresztą prawdopodobnie jest to ich najlepsze wydawnictwo od czasu debiutu. Falconer w swojej historii nie brzmiał jeszcze tak agresywnie i drapieżnie, a jednocześnie melodie, a nawet melodyjki, które wypełniają najnowsze wydawnictwo, należą do najlepszych od lat w całym power metalowym podgatunku.
„Black Moon Rising” to strzelająca iskrami i żarem maszyna napędzana wysokooktanowym paliwem z Judas Priest, ponieważ na gitarowej szermierce w głównej mierze oparte są te kompozycje. Klasyczne, kozackie i szalone riffowanie, intensywna perkusja, bardzo dużo podwójnej stopy, a nawet blastbeatowe salwy oraz niepowtarzalny, krystalicznie czysty głos Mathiasa Blada. To znaki rozpoznawcze ekipy pochodzącej z Mjölby, kilkunastotysięcznego miasteczka położonego prawie dokładnie w połowie drogi z Göteborga do Sztokholmu. Za perfekcję brzmienia odpowiedzialny jest, pracujący z Falconer od pierwszej płyty Andy LaRocque, gitarzysta King Diamond i człowiek, który sam najlepiej wie, jaki kształt, odcień i smak powinien mieć rasowy, pierwszorzędny heavy metal.
Od pierwszych momentów, czyli otwierającego numeru „Locust Swarm”, kapela daje wyraźny sygnał, że klimatycznych, folkowych patentów na tym albumie będzie jak na lekarstwo. Przede wszystkim jest porywający, energetyczny i utrzymany w wysokim tempie, heavy metalowy galop. W tym duchu utrzymane są także kawałek tytułowy, brutalny i pędzący jak błyskawica „Wasteland” oraz „In Ruins”. Tych spokojniejszych, stonowanych momentów jest zdecydowanie mniej niż na poprzednich płytach i bez dwu zdań jest to celne i słuszne posunięcie. Niejeden zespół po ośmiu płytach został przyłapany na zjadaniu własnego ogona czy odcinaniu kuponów od dawnej świetności. Falconer nie podziela ich losu, jest w sile wieku i utrzymuje lot na najwyższym pułapie.
Adam Drzewucki