
Deadly Frost awansuje niniejszym do miana najbardziej obecnego na łamach Violence nieistniejącego zespołu. Ostatni „oficjalny” materiał tego zacnego krakowskiego combo wydaje się być najlepszym na początek znajomości z ich muzyką. Raz, że nuty same w sobie są zacne i ujmują esencję tego, o co się Necronosferatusowi i kolegom rozchodziło. Dwa, że towarzystwo w postaci Exmortum i dobrane, i doborowe.
Ja bardzo przepraszam, ale brak mi sił, by w kwiecisty i w miarę zajmujący sposób rozpisać się o Deadly Frost po raz trzeci. Zapraszam do lektury recenzji wcześniejszych materiałów, bo zasadniczych zmian nie odnotowano – no, może „The Nightstalker” skręca wyraźniej w stronę wzorca szwajcarsko-łódzkiego. Cztery kawałki autorskie, na dokładkę z siarą odegrany „Tormentor”, dwieście procent metalu w metalu – i wystarczy, wszyscy wiemy z czym to się je, przeskoczmy więc do Exmortum, który pokrewną myśl rozwija w odrobinę innym kierunku. Dwóch młodych wiekiem i starych katanami pomyleńców sięga do samego, za przeproszeniem, jądra muzyki, którą najpełniej określa termin „death/doom metal”. W czterech numerach autorskich dominuje pancerna jazda na drugim-trzecim biegu, proste, skutecznie trafiające między uszy riffy i gęsty klimat podkręcany rock’n’rollowym przytupem. Zbłąkany wędrowiec niechętny muzycznym wynalazkom odnajdzie szlak po drogowskazach – Triptykon, Nunslaughter, Asphyx, Cianide, a nawet bardzo stary Paradise Lost (solówka w „Cremator of the Sky”, panie dzieju!). Szkoda, że zły brat bliźniak Echo z Echo & the Bunnymen postarał się, by gary nie raziły uszu akustycznym stukaniem, ale w zasadzie to jedyne zastrzeżenie, jakie miałbym do brzmienia „Ritual Surgery”. Na przekór narzekaniom tych i owych, zajebiście podobają mi się natomiast wokale Yuggoth’a, ten szorstki, monotonny gardłowy growl idealnie dopełnia taką akurat muzykę – kto uważa inaczej ten rapuje w Luxtorpedzie!
Dość nieoczekiwany (i nieodżałowany) rozkład Deadly Frost zbiegł się w czasie z dość nieoczekiwanym debiutem Exmortum, który z punktu wyróżnił się z tłumu oldschoolowych przeciętniaków marzących o kontrakcie z Hells Headbangers. „Ritual Surgery” to najfajniejszy, najbardziej przyswajalny debiut podziemnej kapeli metalowej, jaki dotarł do mnie w ostatnim czasie, jak Boga kocham. Sprawcie sobie ten split nim T. Yuggoth zawojuje kolejny talent show, a płyta osiągnie na rynku wtórnym cenę trzycyfrową!
Bartosz Cieślak