Brak przynależności gatunkowej może być zaletą, ale też kulą u nogi. The Freuders z tej wady zrobili zaletę, bo cały czas się zmieniają, balansują na granicy gatunków, biorąc z nich wszystko co najlepsze. Tworzą w ten sposób muzykę, która wymyka się klasyfikacji, przez co jeszcze bardziej intryguje, choć z drugiej strony jest… po prostu dobrą, rockową szkołą jazdy. Problem w tym, że „rock” kojarzy mi się z „terazrokowymi” panami w średnim wieku. Oczywiście, nie ma sensu galopować zbyt daleko, bo warszawska załoga nie mieści się w tej kategorii, proponując swój najbardziej zwarty, przemyślany i zrównoważony materiał. Materiał, który może się podobać stacjom radiowym i bardzo dobrze sprawdza się jako płyta „do słuchania”, skrywa sporo fajnych rozwiązań, które są z jednej strony zwyczajne, a z drugiej powodują, że „Warrior” jest albumem kompletnym. Czy znajdzie odbiorców? Mam nadzieję, że tak.
Więcej