
Gdybym został zapytany o definicję szaleństwa w metalu, wskazałbym kilka kapel z zupełnie różnych stron. Z pewnością poświęciłbym dużo miejsca The Dillinger Escape Plan, nie omieszkałbym wspomnieć o Mr. Bungle (choć do dzisiaj nie wiem, co oni grali…), w ciepłych słowach nawiązałbym do zapomnianego już Dysharmonic Orchestra. Ważną kwestią jest, jak odczytać słowo „szaleństwo” w połączeniu z metalem. Według mnie, to ciężka do opisania mieszanka muzycznego ADHD i mnogości odmiennych od siebie motywów, która już od pierwszych sekund brzmi, jak efekt przedawkowania pewnego kolumbijskiego narkotyku. Przez dłuższy czas byłem święcie przekonany, że w hulaniu nikt nie będzie w stanie dojść do zaszczytnej pozycji wyżej wymienionych formacji. A później usłyszałem Czar i moje zdanie pozostało niezmienne.
Więcej