
Dziennikarski subiektywizm prowokuje by każdą, opisywaną płytę skategoryzować pod hasłem „jedna z naj…” itp. Potem następują już tylko konfiguracje słów, które mają zadanie opisać zachwyt czy też obrzydzenie żurnalisty. Kontynuując takową, świetlaną tradycję muzycznego gryzipiórstwa, tytułuję opisywaną tu płytę „najzimniejszym wśród emocjonalnych dokonań 2014”, albo lepiej „soulowym soplem lodu na samplowanych resorach”.
Więcej