
Wyobraźcie sobie, że siedzicie z kolegą przy wódce i nachodzi was wena na mętne filozofowanie o muzyce i okolicach (z tą wódką to taki retro-żart, chodzi oczywiście o rozmowę na Facebooku). W pewnym momencie podniesiona zostaje kwestia tego, co to właściwie jest ten black metal i jaki jest jego wspólny mianownik w dzisiejszej rzeczywistości, kiedy do tego worka pcha się kto żyw… Nie łamcie sobie głów, ja wiem to wam powiem. By uniknąć pretensjonalnego bełkotu o „mroku” i pokrewnych, ujmijmy sprawę następująco: oprócz pewnych oczywistych wyróżników muzycznych, black metal bazuje na negatywnych emocjach, bez których forma staje się wydmuszką i smutnym pobzykiwaniem dla Szatana, który, gdyby istniał, pierwszy poszedłby do spowiedzi wstydząc się za takich wyznawców. Innymi słowy – stosowna dawka wkurwu i mizantropii jest równie istotna co talent i wizja. Jeśli mi nie wierzycie to posłuchajcie „True Traitor, True Whore” i oceńcie jakościowy kanion, jaki dzieli tę płytę od podobnych wydawnictw z ostatnich miesięcy.
Więcej